Poprzedni artykuł z tego cyklu zakończyliśmy podjęciem stanowczej decyzji: „Idę do Spo­wiedzi!”.

No więc idę. Jestem już w kościele. Pobożnie przywitałem obecnego tu Pana Jezusa. Wyko­nałem, i to bardzo starannie, trzy pierwsze warunki dobrej Spowiedzi: rachunek sumienia, żal za grzechy i mocne postanowienie poprawy. Teraz czas na czwarty z nich: szczerą Spowiedź. Ksiądz w konfesjonale czeka. Jeszcze tylko parę sekund. Już mi diabeł nie przeszkodzi, choćby nie wiem jak się wysilał!

 Czy jednak na pewno nie przeszkodzi? Przecież on tak łatwo nie daje za wygraną. To jego ostatnia szansa. Jeśli jej nie wykorzysta, to za chwilę przegra z kretesem! Cały jego „urobek” przepadnie.

Przerażony szatan chciałby pewnie zawołać: „Człowieku, nie podchodź do konfesjonału!”, ale wołać może tylko w myślach. Więc przysyła mi rozpaczliwe SMS-y, oczywiście myślowe: „Nie podchodź! Nie podchodź! Jeszcze nie teraz, bo...”. Bo co? Trzeba jakoś wytłumaczyć dlaczego. Nie musi to być mądre, bo ani ja nie jestem naukowcem, ani diabeł. Nie musi być prawdziwe, zresztą już dawno Pan Jezus nazwał szatana „kłamcą i ojcem kłamstwa” (J 8, 44). Nie musi być sensowne. Byle było skuteczne. Byle choć na chwilę odwlekło moje spotkanie z Jezusem Miłosiernym...

Wielu ludzi mogłoby tu opowiedzieć swoje przeżycia z ostatnich chwil przed Spowiedzią. Każdy z nas ma pewnie też i swoje własne doświadczenia. Zwykle przychodzi wtedy do głowy (a skąd przychodzi, łatwo zgadnąć!) ta myśl: „Zaczekaj, jeszcze nie podchodź!”, a jej uzasadnienie bywa przeróżne, nieraz zaskakujące albo nawet śmieszne, na przykład:

 • „Ksiądz na pewno się modli, nie przeszkadzaj mu, bo przeszkadzanie to grzech!”

• „Popatrz, ten ksiądz nie spowiada (i faktycznie nie spowiada, bo nie ma kogo), jeśli podejdziesz, to cię okrzyczy. Zaczekaj, może inny ksiądz przyjdzie”.

• „Nie wypada się tak od razu spowiadać, podobno trzeba mieć pozwolenie. Dzisiaj nic z tego! Jutro pewnie też...”

• „Zauważ, że ksiądz nie patrzy na ciebie, widocznie cię nie lubi albo nie ma ochoty cię spowiadać”.

• „Ksiądz gapi się na ciebie. Co on taki ciekawski? Znajdź sobie innego kiedy indziej”.

• „Od dłuższego czasu ksiądz czyta grubą książkę. Poczekaj, aż ją skończy”.

• „Ksiądz nie czyta książki, widocznie nie ma czasu, więc ciebie też nie wyspowiada”.

• „Widzisz? Ksiądz podparł głowę ręką, pewnie układa się do drzemki. Przyjdź kiedy indziej”.

• „Ksiądz patrzy na zegarek, widocznie się śpieszy, dzisiaj nie będzie już spowiadał”.

• „Smutny ten ksiądz dzisiaj, może źle się czuje. Przyjdź w innym dniu”.

• „Człowieku, ty masz chrypkę! Poczekaj, aż ci przejdzie”.

• „Teraz trwa Msza św. albo jakieś nabożeństwo. Nie można się teraz spowiadać, dopóki się nie skończy”.

• „Ty nie podchodź, niech raczej ksiądz konfesjonał przysunie”.

• „Usiądź sobie tyłem do konfesjonału i nie oglądaj się w tamtą stronę. Może ksiądz wyjdzie i nie będziesz musiał się spowiadać”.

• „Nie bądź taki nerwowy. Zaczekaj, zastanów się, bo chyba jednak wcale nie chcesz się spowiadać”.

 To tylko niektóre pomysły, szatan ma ich jeszcze więcej. A minuty mijają. Sam już nie wiem, co mam robić. Ksiądz spogląda na zegarek, może za dziesięć minut ma odprawiać Mszę św. Ale skoro jeszcze nie wyszedł z konfesjonału, to widocznie ma jeszcze trochę czasu. Z zakłopotania drapię się po głowie i biję się z myślami.

Za mną ustawiła się kolejka. Wszyscy patrzą na mnie. Ja jeszcze zdążyłbym się wyspowiadać, ale ci na końcu kolejki mogą już nie zdążyć, przecież ksiądz w końcu kiedyś będzie musiał wyjść. Ludzie za mną chrząkają nerwowo...

A diabeł? On się śmieje, bo właśnie o to mu chodziło. Osiągnął swój cel. Bo im dłużej ja się namyślam, tym dłużej ksiądz nikogo nie spowiada.

 Aż nagle dzieje się coś niespodziewanego. W kierunku konfesjonału idzie dziecko. Takie zwyczajne dziecko z trzeciej albo czwartej klasy. Patrzy na księdza, uśmiecha się jak do starego znajomego, a widząc, że nikt inny się nie spowiada, bez wahania, nie pytając, czy wolno, przystępuje do konfesjonału. Jeśli Pan Jezus pozwolił, to znaczy, że wolno! Po chwili dziecko odchodzi, zadowolone i szczęśliwe, i chyba o połowę lżejsze.

Patrzę na nie z zazdrością i myślę sobie: Miał rację Pan Jezus. On powiedział: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18, 3) oraz „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego” (Łk 9, 62).

* * *

Leżę chory w domu albo w szpitalu. Co będzie, jeśli nawet w chorobie „wstecz się oglądam”? Ksiądz albo ktoś z rodziny zachęca mnie do Spowiedzi, ale ja się wykręcam: „Odłóżmy to na jutro”. A bywało, i to nieraz, że nazajutrz było już za późno. Łóżko pozostało puste... Wszystko stracone. I po co?! Szatan wygrał. A ja...

* * *

Przydałby się na koniec jakiś wniosek. I będzie, chociaż nie ja go wymyśliłem. Powiedział mi to, bardzo już dawno, pewien ksiądz: „Jeżeli masz iść do Spowiedzi, to idź. Ani się nie namyślaj, ani się nie cofaj, tylko idź!”. To takie proste! Proste jak dusza dziecka. Więc idę.

ks. Krzysztof Pikul

Artykuł opublikowano w „Zwiastunie Maryi” nr 10 (213) z roku 2014.