Gdyby grzechy chodziły po świecie jak jakieś żywe stworzenia, gdyby same wchodziły do człowieka, którego sobie upatrzą, nie byłoby w tym naszej winy i bylibyśmy święci. Gdyby same do nas przyszły, to może warto by było poczekać: w końcu im się znudzi, i same sobie pójdą. Gdyby grzechy atakowały nas od zewnątrz (jak nawet w XXI wieku niektórzy sobie wyobrażają), to dałoby się postawić im jakąś przeszkodę: ogrodzenie, siatkę w oknie jak przeciw komarom, i „sprawa załatwiona”! Głębiej myślący zastosowaliby bardziej „święte” środki: na progu domu narysowaliby kreskę święconą kredą, klamkę natarliby wodą święconą, i z radością zacieraliby ręce: „Nareszcie mam święty spokój, osiągnąłem doskonałość!”

Ale Pan Jezus mówił: „Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym (...). Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7, 15. 20-23).

Czym właściwie jest grzech? „Źródłem grzechu jest serce człowieka i jego wolna wola” (KKK 1853). Musimy dziś więc jakoś zajrzeć do samego środka naszej duszy. To tam dokonuje się grzech. Nie sam się dokonuje, lecz jest naszym dziełem, bardzo niechlubnym, ale naszym własnym. Nikt inny, nawet diabeł, nie może za nas popełnić naszego grzechu. Bo grzech jest naszą złą decyzją. Nie czyjąś, lecz naszą własną. Potem, po podjęciu decyzji, następuje jej realizacja, np. rękami, oczami, myślami, a później dalsze konsekwencje.

* * *

Grzechy bardzo różnią się między sobą, przede wszystkim swoim ciężarem. Wyróżniamy grzechy ciężkie (czyli śmiertelne) i lekkie (czyli powszednie). „Grzech śmiertelny niszczy miłość w sercu człowieka (...), odwraca go od Boga (...). Grzech powszedni pozwala trwać miłości, chociaż ją obraża i rani” (KKK 1855).

Grzech powszedni zasmuca Pana Boga, rani Serce Pana Jezusa, osłabia naszą przyjaźń z Nim.

Grzech śmiertelny nie jest troszkę gorszą odmianą grzechu powszedniego, lecz jest czymś całkiem innym. Gdyby grzech powszedni przyrównać do choroby, to grzech śmiertelny trzeba by nazwać śmiercią, bo zabija on, a nie osłabia, życie Boże w nas, czyli łaskę uświęcającą. W takim stanie nie możemy przyjmować Komunii św., a wejście do nieba nie jest możliwe.

Jak odróżnić grzechy ciężkie od lekkich?

„Aby grzech był śmiertelny, są konieczne jednocześnie trzy warunki: Grzechem śmiertelnym jest ten, który dotyczy materii poważnej i który nadto został popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą” (KKK 1857).

Można to samo powiedzieć troszkę mniej naukowo: Grzech śmiertelny jest to przekroczenie przykazania Bożego lub kościelnego 1 w rzeczy ważnej, 2 całkiem świadomie i 3 całkiem dobrowolnie. Zauważmy, że aby grzech był ciężki, wszystkie trzy zaznaczone numerkami warunki muszą być „całkiem”. To tak, jakbyśmy mieli trzy szklanki z wodą. Grzech jest ciężki, jeśli wszystkie trzy są pełne, czyli 1 = 100%, 2 = 100%, 3 = 100%.

Gdyby któraś z nich była niepełna, to grzech nie byłby ciężki, lecz lekki. A gdyby była całkiem pusta (0%), to grzechu nie byłoby wcale.

Przykłady:

Ktoś nie był na Mszy św. niedzielnej, bo poważnie chorował. To było niedobrowolnie. Stan szklanek: 100%, 100%, 0%. Grzechu nie ma wcale, bo trzecia szklanka jest pusta.

Ktoś inny z własnej winy spóźnił się w niedzielę na Mszę św. o 3 minuty. Spóźnienie na obrzędy wstępne nie jest jeszcze „materią poważną”. Ocena: 30%, 100%, 100%, a więc grzech jest lekki.

Jeszcze inny też się spóźnił o 3 minuty, ale dlatego, że zepsuł mu się zegarek i wskazywał złą godzinę. Nie było świadomie, bo człowiek nawet nie przypuszczał, że może się spóźnić. Ocena: 30%, 0%, 100%. Grzechu nie ma żadnego.

Najtrudniej jest „zmierzyć”, kiedy rzecz jest ważna (tzw. materia poważna). Warto pytać o to spowiednika (tzn. księdza podczas Spowiedzi św.).

* * *

To fakt, że mamy grzechy. Każdy z nas ma. Święty Jan napisał: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy” (1 J 1, 8). I co dalej?

Jedni nie mogą sobie tego darować, że Boga zasmucili lub odrzucili, nie mają humoru, nic ich nie cieszy. Innych zaś świadomość grzechu nawet nie niepokoi. Podobnie jak głos rozstrojonej gitary jednych wyprowadza z równowagi, a innym się podoba. Jedni często się myją, a inni nie czują takiej potrzeby. Ale niezależnie od tego, jak poszczególni ludzie to przeżywają, gitara powinna być jednak nastrojona, mydło jest potrzebne, a duszę powinien mieć człowiek czystą, by mógł się przyjaźnić z Bogiem.

„Grzech jest przede wszystkim obrazą Boga, zerwaniem jedności z Nim (...). Tylko Bóg przebacza grzechy (...). Ponadto, na mocy swego Boskiego autorytetu, Jezus daje tę władzę ludziom, by ją wykonywali w Jego imieniu” (KKK 1440-1441).

Na szczęście, mamy Sakrament Pokuty. „Na szczęście”, bo bez niego byśmy sobie nie poradzili. I chwała dobremu Bogu, że nam go dał!

ks. Krzysztof Pikul

Artykuł opublikowano w „Zwiastunie Maryi” nr 2 (206) z roku 2014.